Przejdź do głównej zawartości

King Crimson AD 2000 w Teatrze Roma czyli Pierwsza Koncertowa Wizyta w Stolicy.

   W tym roku pomiędzy 17 i 21 dniem września grupa King Crimson po raz kolejny pojawi się w naszym kraju na serii, tym razem czterech, koncertów trasy The Elements. Z tej okazji chciałbym wrócić pamięcią do 11 dnia czerwca 2000 roku gdy po raz pierwszy w życiu wybrałem się na rockowy koncert wielkiego, zagranicznego zespołu, który już wtedy kochałem całym sercem.



   Na swój pierwszy duży, rockowy koncert wybrałem się mając niespełna 20 lat a rozpoczęcie maratonu koncertowego szczęśliwie trwającego po dziś dzień umożliwiła mi praca w jednej z katowickich, nieistniejących już restauracji. Właśnie dzięki etatowi w tejże restauracji byłem w stanie odłożyć wystarczającą ilość gotówki by wybrać się wczesnym rankiem do stolicy naszego kraju i doświadczyć magii Karmazynowego Króla na własnej skórze. Była to druga wizyta King Crimson w naszym kraju (cztery lata wcześniej wystąpili jako tzw Podwójne Trio o składzie wówczas poszerzonym o Tony Levina i Billa Bruforda - niestety nie dane mi było nigdy zobaczyć Podwójnego Tria w akcji a tym samym mojego wówczas ulubionego perkusisty - Bruforda właśnie, na zobaczenie Tony Levina w akcji przyszło mi poczekać jeszcze kilka lat, ale o tym nieco później) i użyte przeze mnie słowo "duży koncert" nie do końca określa wymiary tegoż wydarzenia. Koncert zaplanowany na wieczór odbyć się miał w Teatrze Roma (dawna Operetka Warszawska), który to teatr mieści niecałe 1000 osób więc atmosfera podczas koncertu była z wszech miar intymna co sprzyjało odbiorowi niełatwej przecież i wymagającej muzyki King Crimson.   

   Zanim wsiadłem do pociągu na Dworcu Głównym w Katowicach musiałem jeszcze zaliczyć 3 godziny pracy w restauracji (od 6:00 do 9:00), jako że na ten dzień zaplanowana była jedna z wielu ogromnych imprez i każda para rąk skłonnych pomóc w przygotowaniach była na miarę złota. Tak więc odpracowawszy trzy godziny udałem się w końcu na zaplanowany pociąg i zaopatrzony jeszcze wówczas w walkmana i stertę kaset magnetofonowych wyruszyłem w stronę Warszawy.

   Była to moja druga wizyta w stolicy, jednakże ogrom miasta wydawał mi się wówczas nieco paraliżujący zatem pierwsze co uczyniłem po wyjściu z pociągu to zakupienie mapy miasta i zlokalizowanie dwóch adresów - teatru oczywiście (Nowogrodzka 49) oraz siedziby mojej ukochanej od dziecka Trójki (Myśliwiecka 3/5/7). Jako że do koncertu miałem dobrych parę godzin to postanowiłem udać się pod siedzibę Trójki właśnie. Pamiętam, że idąc miastem mijałem mnóstwo ambasad, a miasto wydawało mi się dziwnie przyjazne i zielone, być może dlatego że była to pora letnia a wówczas nawet Warszawa ukazuje swój urok. Dotarłszy na miejsce pokręciłem się wówczas w okolicy Trójki, zrobiłem parę zdjęć lecz wówczas jeszcze nie byłem na tyle śmiały by wejść do  budynku radia i poprosić o możliwość rozejrzenia się tu i ówdzie. Czas nadszedł niebawem by udać się na miejsce docelowe i zasiąść w wygodnym fotelu Teatru Roma zatapiając się w bezkresny ocean dźwięków jednego z moich ulubionych zespołów.

   Rozglądając się po twarzach reszty publiczności rzuciła mi się w oczy wielka rozpiętość wiekowa uczestników koncertu co zawsze cieszy, gdyż muzyka zespołów debiutujących w latach 60-tych i 70-tych zawsze łączyła pokolenia. Zgasły światła, publiczność była podekscytowana, nadal trwały rozmowy, słychać było nawet brzęk szkła, pomyślałem sobie, że lider King Crimson - Robert Fripp życzyłby sobie absolutnej ciszy rozpoczynając koncert (Fripp postrzegany jest jako wielki filozof rocka, dla którego muzyka to wyraz ekspresji emocjonalnej, do której ma bardzo poważny stosunek i tego samego wymaga od publiczności na jego koncertach). Ni stąd ni zowąd z całkowicie ciemnej sceny wyłaniać się zaczęły wielobarwne diody i światełka będące częścią ogromnej półki aparatury, do której podłączona jest gitara i syntezator gitarowy Frippa. Po chwili obok tych światełek pojawił się sam Fripp, publiczność zamarła gdy Fripp swym lodowatym, nie zdradzającym żadnych emocji spojrzeniem przebiegł po publiczności, po czym wydobył skądś plastikową buteleczkę, której zawartością nawilżył szmatkę i przetarł nią gryf gitary z góry na dół. Pojawiły się pierwsze dźwięki trwającej prawie 25 minut gitarowej improwizacji, która z prawie niesłyszalnych dźwięków z czasem przeistoczyła się w prawdziwą kawalkadę barw, nastrojów i pełnych niepokoju emocji. Gdy muzyka ucichła, nie było już ani rozmów, ani brzęku szkła, nie było nic poza wszechogarniającą ciszą i skupieniem. Wówczas na scenie pojawiła się reszta muzyków rozpoczynając właściwą część koncertu potężnym nagraniem z wówczas ostatniej płyty, kompozycją pt "ProzaKc Blues", w której celowo nonsensowny, abstrakcyjny tekst wyśpiewany był przez Adriana Belew elektronicznie zmodyfikowanym głosem. Całość koncertu składała się w 95% z materiału z dwóch ostatnich płyt grupy "THRAK" i "The ConstruKction of Light" co pewnie wielu z członków publiczności nie do końca zadowoliło, gdyż z pewnością czekali oni na klasyczne nagrania grupy z lat 1969 - 1974, ale ja wiedziałem, że na tej trasie grupa nie wraca do przeszłości skupiając się na nowym materiale. Jedynym wyjątkiem był utwór "Three of a Perfect Pair", który Adrian zagrał stojąc sam na scenie, towarzysząc sobie na gitarze akustycznej. Koncert był niezwykle elektryzujący i energetyczny wzbogacony został o jedną, niezwykle złowrogą i hipnotyzującą improwizację zagraną w pierwszej połowie koncertu. Występ grupy trwał około 120 minut zaś na bis panowie zaproponowali nam swoją wersję klasyka Davida Bowie "Heroes", nie sądzę by kogokolwiek wybór tego nagrania akurat zdziwił, jako że Robert Fripp jest autorem tejże niezwykłej, charakterystycznej partii gitarowej w oryginalnej wersji "Heroes" Bowiego zarejestrowanej w 1977 roku. Po tymże bisie Fripp, Belew, Gunn i Mastelotto pięknie się nam pokłonili i zeszli ze sceny zostawiając piorunujące wrażenie i sprawiając, że mój pierwszy koncert należy po dziś dzień do mych najlepszych koncertowych wspomnień.

   Jako, że na większości koncertów, na których byłem miałem okazję wypatrzyć dobrze wszystkim fanom prog-rocka znanego właściciela Rock Serwisu i dziennikarza prowadzącego w radiowej Trójce audycję "Noc Muzycznych Pejzaży" - pana Piotra Kosińskiego, to postanowiłem się po koncercie przyjść i przywitać z panem Piotrem właśnie dziękując mu za lata wspaniałej muzyki, którą z namaszczeniem słuchałem każdego tygodnia w Trójce. W krótkiej rozmowie z panem Piotrem spytałem czy nie wie czy istnieje szansa spotkania się z muzykami po zakończonym właśnie koncercie i otrzymania autografu, ewentualnie zrobienia sobie pamiątkowej fotografii. Dowiedziałem się, że żadne oficjalne spotkanie nie jest planowane, natomiast jeśli przejdę na tyły budynku teatru to z pewnością złapię muzyków wsiadających do swego busa. Tak też się stało. Popędziłem na tyły teatru i zaiste udało mi się i zamienić słówko z Adrianem Belew (postać absolutnie legendarna grająca na płytach z m.in. Frankiem Zappą, Talking Heads, Paulem Simonem, Davidem Bowie, Mike'm oldfieldem, Nine Inch Nails i wieloma wieloma innymi) i Treyem Gunnem, obydwaj panowie złożyli autografy na płycie THRAKattaK, którą miałem ze sobą a także udało mi sie z nimi sfotografować (pech chciał że wówczas jeszcze analogowe aparaty fotograficzne potrafiły płatac psikusy i tak też się stało tym razem gdyż jak na złość nowo założony na wyprawę koncertową film postanowił się nie nawijać na wałek aparatu i ze zdjęć nie wyszło absolutnie nic).Jak zwykle podczas koncertów miałem odłożone jakieś zaskórniaki na jakąś koncertową pamiątkę więc na stoisku koncertowym jeszcze przed koncertem zakupiłem czteropłytowy box alternatywnych wcieleń King Crimson zwanych The ProjeKcts, na czterech płytach CD zawarto nagrania koncertowe The Projekcts z lat 1997-1999. Box obecnie jest sporym rarytasem osiągającym nawet cenę około 100€

   Następnego poranka, prosto z koncertu miałem udać się znów do pracy więc kwestia powrotu do domu i stawienia się do pracy na czas była dla mnie od momentu zakończenia koncertu priorytetem. Jako że to był mój pierwszy wyjazd na koncert to wówczas nie wiedziałem jeszcze co poczynić ze sobą nocą w wielkim mieście, niedoświadczony wówczas jeszcze udałem się na stację kolejową Warszawa Główna wsłuchując się w audycję MiniMax Piotra Kaczkowskiego, który wówczas pamiętam prezentował nagrania Petera Gabriela z dopiero co wydanej płyty "OVO". Nie zagrzałem jednak zbyt długo miejsca na dworcu jako że sokiści pilnowali by nikt nie kimał nocą na dworcu czekając na poranny pociąg (do teraz nie rozumiem tego absurdu). Postanowiłem skorzystać z adresu schroniska, w którym zaplanowałem spędzić noc w wypadku nie zdążenia na ostatni pociąg. Wyjąłem więc z kieszeni wymięty kawałek kartki z adresem, mapę i blisko północy zacząłem przedzierać się przez stolicę w poszukiwaniu tegoż schroniska. Oczywiście adresu nigdy nie znalazłem, a ronda przez które nocą przechodziłem wydawały mi się największymi rondami kiedykolwiek skonstruowanymi przez rasę ludzką. W pewnym momencie, po może 45 minutach marszu, wymęczony długim dniem pełnym wrażeń i zachęcony piękną, letnią pogodą postanowiłem poszukać jakiegoś bezpiecznego miejsca pod chmurką na małą drzemkę, która zaprowadziłaby mnie w mig do godzin porannych. Przechodząc obok miejsca, w którym z ogromnego magazynu samochody nocą odbierały poranną prasę by ją rozwozić do warszawskich kiosków, pomyślałem że to będzie właściwe miejsce na drzemkę jako, że kręcili się tam non stop pracownicy, było w miarę jasno, a tuż przy bramie, obok stróżówki wymurowany był kwietnik, na którym przysiadłem skulony i poprosiwszy stróża by miał na mnie baczenie, zapadłem w płytki nawet nie półsen. Muszę przyznać, że to była najbardziej egzotycznie spędzona noc po koncertowa ostatnich prawie 15 lat i za każdym razem wracam do opowieści o tej nocy z mieszanką humoru i zażenowania.

   Oczywiście prosto z dworca poszedłem znów do pracy, półżywy, ale zadowolony, oczarowany przeżytym koncertem, z pięknymi memorabiliami w plecaku i wybornie zainicjowaną przygodą z koncertami, które regularnie wzbogacać będą każdy mijający od tamtej pory rok.


PS. Zapis koncertu ukazał się w 2004 roku na jednym z oficjalnych albumów z serii King Crimson Collectors Club (Nr.28).

11 czerwca 2000

KING CRIMSON - The ConstruKction of Light Tour
Warszawa, Teatr Roma

Muzycy:
Robert Fripp
Adrian Belew
Trey Gunn
Pat Mastelotto

Setlista:
ProzaKc Blues
The ConstruKction of Light
The World's My Oyster Soup Kitchen Floor Wax Museum
Improvisation "Warsaw"
Dinosaur
One Time
VROOOM
Cage
Into the Frying Pan
Larks' Tongues in Aspic (Part IV)
Coda: I Have a Dream
Three of a Perfect Pair
Deception of the Thrush
Sex Sleep Eat Drink Dream
Bis:
"Heroes" (David Bowie)








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RIPLEY, 2024 reż.  Steven Zaillian      W 1955 roku światło dzienne ujrzała powieść Patricii Highsmith "The Talented Mr.Ripley". Utrzymana w formie thrillera psychologicznego opowieść traktowała o losach mieszkającego w Nowym Jorku Toma Ripleya, podupadłego na zdrowiu oszusta, który pod koniec lat 50 XX wieku zostaje wynajęty przez bogatego człowieka, aby przekonać jego syna - Richarda (Dicky'ego) Greenleafa, do powrotu do domu z Włoch. Ripley, żyjący na skraju ubóstwa postrzega tę propozycję jako dar losu pozwalający mu na odwrócenie swych losów i porzucenie, raz na zawsze, swej marnej egzystencji w wielkim mieście (które samo w sobie przecież jest szczytem marzeń niezliczonych zastępów ludzi szukających azylu, nadziei i lepszego jutra).    Przyznam od razu, że serial "Ripley" był dla mnie pierwszym spotkaniem z tą opowieścią. Do tej pory najpopularniejszą adaptacją powieści Highsmith był film wyreżyserowany przez Anthony Minghellę z 1999, w którym w tytuł...
  LATE NIGHT WITH THE DEVIL, 2024 reż. Colin & Cameron Cairnes    W ostatnich miesiącach o mało którym horrorze mówiono tak wiele i tak pozytywnie jak o filmie napisanym, zmontowanym i wyreżyserowanym przez Colina i Camerona Cairnes zatytułowanym "Late Night With the Devil". Produkcja miała swoją światową premierę na festiwalu South by Southwest Film Festival (SXSW) 10 marca 2023 roku gdzie zyskała ogromną przychylność  krytyków (doceniono odtwórców głównych ról, stronę wizualną filmu i montaż). Do szerszej dystrybucji film trafił 22 marca 2024 roku kiedy to trafił do kin w USA i chwilę później w Australii by w końcu wylądować na platformie streamingowej Shudder 19 kwietnia.    "Late Night with the Devil" to film Łączący w sobie elementy filmu dokumentalnego oraz found footage, w którym śledzimy wydarzenia mające miejsce podczas emisji na żywo nocnego talk show "Night Owl" w halloweenową noc 1977 roku. Gospodarz programu - Jack Delroy (grany przez znan...
BILLIE EILISH - HIT ME HARD AND SOFT, 2024         Debiut Billie Eilish "When We All Fall Asleep, Where Do We Go?" z 2019 był albumem, który podobnie jak "Pure Heroin" Lorde, przemówił do mnie swą warstwą muzyczną od pierwszego przesłuchania. Jakże była to wtedy świeżo brzmiąca kolekcja piosenek, jakże fantastyczny dźwiękowy świat zbudowała artystka wraz ze swym uzdolnionym bratem Finneasem O'Connellem. Nic więc dziwnego, że świat legł u stóp rodzeństwa O'Connell zaś Billie, zupełnie zasłużenie, została jedną z największych gwiazd współczesnej muzyki pop i zdobywczynią dziesiątek prestiżowych nagród (w tym statuetki Oscara). Drugi album "Happier Than Ever" z 2021 roku nie przypadł mi do gustu, nie zasilił kolekcji płytowej. Poza pojedynczymi utworami prawie 60 minut z Billie i muzyką, która nie miała już takiej siły rażenia jak ta zawarta na debiutanckim albumie, wydało mi się czymś ponad moje siły. W końcu przyszedł 17 dzień maja 2024, dzień w któ...