QUEEN: MADE IN HEAVEN (1995)


1) It's a Beautiful Day; 2) Made in Heaven; 3) Let Me Live; 4) Mother Love; 5) My Life Has Been Saved; 6) I Was Born to Love You; 7) Heaven for Everyone; 8) Too Much Love Will Kill You; 9) You Don't Fool Me; 10) A Winter's Tale; 11) It's a Beautiful Day (reprise); 12) Yeah (hidden track); 13) 13 (hidden track)

W skrócie: W idealnym świecie finalny pokłon, pożegnanie, po którym powinna nastać cisza.


Po zakończeniu sesji nagraniowych do albumu "Innuendo" i ze świadomością, że życie Freddiego Mercury zostało już niewiele czasu artysta poprosił kolegów z zespołu by dali mu do zaśpiewania cokolwiek byle tylko zostawić grupie jak najwięcej ścieżek wokalnych, nad którymi będa mogli pracować po jego śmierci. Ścieżki wokalu do "A Winter's Tale" i "You Don't Fool Me" to jedne z ostatnich zarejestrowanych przez artystę. Jest jeszcze "Mother Love" - przejmujący utwór, który Freddie zaczął nagrywać lecz zabrakło czasu by dokończyć. Freddie obiecał, że wróci do studia by zaśpiewać ostatni wers gdy nabierze sił i poczuje się nieco lepiej lecz nigdy już nie wrócił. Ostatni wers dośpiewał drżącym głosem gitarzysta grupy Brian May. "Mother Love" kończy kilkusekundowy kolaż fragmentu każdego utworu Queen gwałtownie przyspieszony i połączony w całość na fragmencie magnetycznej taśmy. Jednym z najbardziej niezwykłych momentów na płycie jest utwór "Too Much Love Will Kill You", który w 1992 roku ukazał się na solowym albumie Briana Maya "Back to the Light" a także wykonany był przez Maya na koncercie poświęconym pamięcie Mercury'ego na londyńskim stadionie Wembley 20 kwietnia 1992 roku. Wersja z wokalem Freddiego zarejestrowana została jeszcze w 1989 roku tu obudowana piękną aranżacją zespołu zawsze rozkłada mnie na łopatki. To co wpływa jednak na nierówny charakter tej płyty to fakt, że poza utworami premierowymi mamy tu także nowe wersje czy to solowych utworów samego wokalisty (I Was Born to Love You) czy nagrań członków zespołu (Heaven for Everyone wydany pierwotnie w 1988 roku na albumie grupy The Cross, której liderem był perkusista Queen Roger Taylor). Przez lata obcowałem z tym albumem dzięki kasecie magnetofonowej zakupionej w dniu premiery gdy miałem 15 lat i jakim zaskoczeniem dla mnie był odkrycie faktu, iż w wydaniu kompaktowym albumu na zakończenie albumu umieszono prawie 23 minutowy ambientowy kolaż dźwiękowy "13" zbudowany na bazie otwierającego akordu utworu "It'a a Beautiful Day", zapętlony i wzbogacony głosem Mercury'ego i pomysłami dźwiękowymi Maya i Taylora.

"Made in Heaven" to dla mnie ostatni rozdział w pięknej acz zdecydowanie zbyt krótkiej karierze grupy, która w dużym stopniu nauczyła mnie słuchać muzyki i szanować szeroką paletę jej gatunków gdyż grupa w niezwykle przekonujący sposób na przestrzeni 18 lat łączyła jej najodleglejsze, wydawać by się mogło, wybrzeża. Niestety to co już po wydaniu tego albumu May i Taylor wyprawiali z nazwą Queen napawa mnie ogromnym smutkiem i rozczarowaniem dlatego też na recenzji "Made in Heaven" kończę cykl poświęcony temu jednemu z najważniejszych dla mnie, od najmłodszych lat, zespołów. 

PS. Prawie zapomniałbym o utworze "No-One but You (Only the Good Die Young)" nagranym w pażdzierniku 1997 roku i wydanym na kompilacji "Queen Rocks" 3 listopada tegoż roku. Jest to oficjalnie ostatni singiel grupy i ostatni utwór nagrany z Johnem Deaconem grającym na gitarze basowej. Finalny ukłon. Kurtyna opadła. 


Końcowa ocena: 3,5/5


Komentarze

Popularne posty z tego bloga