Przejdź do głównej zawartości

W dniu, w którym odszedł John Wetton.



Mając 17 lat po raz drugi trafiłem do szpitala gdzie spędziłem około dwóch tygodni. W ręku obok torby z niezbędnymi przy każdym pobycie w szpitalu rzeczami dzierżyłem także podręczny odtwarzacz CD oraz świeży wówczas, wydany kilka tygodni wcześniej podwójny album koncertowy grupy King Crimson zatytułowany "The Night Watch". Nie był to nowy album grupy a rejestracja koncertu, który odbył się w Amsterdamie 23 listopada 1973 roku. Grupa King Crimson składała się z Roberta Frippa, Davida Crossa, Billa Bruforda i wokalisty, grającego na basie Johna Wettona. Oczywiście znałem już wówczas nagrania z tego okresu jak "Starless" czy "Red" ale materiał grany tamtego wieczora był dla mnie wtedy zupełnie nowy. Jako, że zawsze miałem słabość do brzmienia gitary basowej to od razu zakochałem się w sposobie gry Wettona, w jego melodyjnych frazach, w jego śpiewającym sposobie grania na tym instrumencie. Do tego dochodził TEN wokal, ten niezwykle ciepły, lekko chropowaty, niezwykle męski i urzekający głos. Moje serce nigdy wcześniej ani nigdy później nie biło bardziej porywczo wobec żadnego innego wokalisty King Crimson a i w ogólnym rozrachunku John Wetton pozostaje jednym z moich ulubionych wokalistów i basistów. Z albumem "The Night Watch" spędziłem te dwa szpitalne tygodnie i z tym albumem spędziłem już prawie 20 lat i choć z tamtego okresu, uważanego za wielu za najlepszy, King Crimson mam dziesiątki koncertów to materiał z "The Night Watch" zajmuje specjalne miejsce w moim życiu. 

Nigdy nie udało mi się zobaczyć Johna Wettona na żywo, celowo zignorowałem jego koncerty z na pozór reaktywowanym składem UK gdyż dla mnie sam Wetton i Jobson z dwoma innymi muzykami to nie było UK, które pokochałem więc zrezygnowałem z partycypacji w tym koncercie. Teraz wiadomo, że te koncerty, w 2014, były jedną z ostatnich okazji by zobaczyć Johna na żywo. 

Pamiętam gdy ukazał się solowy album Johna "Arkangel" w 1997, z audycji Piotra Kosińskiego poznałem muzykę z tej płyty. Absolutnie zakochałem się w utworze tytułowym, a także w "All Grown Up" czy nagraniu "Emma". Od tamtej pory śledziłem także Johna poczynania solowe jak również jego liczne kolaboracje. Jena z takich kolaboracji, tym razem ze Stevem Hackettem stała się jednym z moich ulubionych epizodów, do których z sentymentem wracam do dziś. Druga połowa lat 90-tych to nie był okres, w którym licealista, który nawet nie otrzymywał kieszonkowego od ledwo wiążących koniec z końcem rodziców, kupował hurtowo płyty kompaktowe. Regularnie trafiałem wówczas do maleńkiego sklepu płytowego na starym jeszcze centralnym dworcu kolejowym w Katowicach. Znajdował on się na lewo od głównych schodów wewnątrz dworca przy głównym wejściu. To tam zakupiłem za jakimś cudem uzbierane pieniądze koncertowy album Steve'a Hacketta "The Tokyo Tapes". Album zawierał materiał z trasy koncertowej albumu "Genesis Revisited" zas skład muzyków przyprawiał o zawrót głowy. Wielka naklejka na wabiła w te słowy "Jakby to zabrzmiało gdyby członkowie grup Genesis, King Crimson, Asia, Yes, Zappy i Weather Report zebrało się razem i na jedną noc stworzyło niepowtarzalny zespół?". Nie mogłem sobie pozwolić na to by nie sprawdzić jak w rzeczy samej by taki zespół zabrzmiał. John Wetton grający na basie i śpiewający klasyki takie jak "Watcher of the Skies", "Firth of Fifth", "The Court of the Crimson King" czy "Heat of the Moment" był wówczas u szczytu swej formy nie tylko muzycznej ale i fizycznej. Jego glos brzmiał potężnie, jego gitara bajecznie. 

W przeciągu dwóch miesięcy świat rocka i przede wszystkim my - słuchacze - straciliśmy na zawsze dwóch z naszych ukochanych basistów i wokalistów z dworu Karmazynowego Króla. Greg Lake w grudniu, John Wetton końcem stycznia. Chciałoby się wierzyć, że to już koniec złej passy lecz niestety, to zaledwie jej początek. Metryki naszych ukochanych muzyków tworzących w latach 60-tych, 70-tych najważniejsze nagrania w historii rocka są nieubłagane.

Tak jak w przypadku Grega Lake'a tak i Panu Panie Johnie ogromnie dziękuję za dekady wzruszeń, te za mną jak i, miejmy nadzieję, przede mną. Za "Starless", za "The Night Watch" (utwór i album), za "Book of Saturday", za "Danger Money", za "Battlefield" i dziesiątki, jeśli nie setki pozostałych nagrań, których maleńkiej części wysłuchałem pisząc ten tekst.


"West side skyline
Crying for an angel dying
Life expiring in the city
Fallen angel..."




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"1883" (2021) reż. Taylor Sheridan    Niedawny kilkumiesięczny maraton serialu "Yellowstone" był niezwykle przyjemnym powrotem do stylistyki z pogranicza westernu w nowoczesnym anturażu z wspaniale napisanymi postaciami (zarówno pierwszo jak i drugoplanowymi), niezwykle ciekawym plotem, wspaniałymi zdjęciami, które przenosiły nas w malowniczy pejzaż ogromnego rancza w Montanie gdzie rodzina Duttonów próbuje za wszelką cenę nie dopuścić do przejęcia swojej ziemi przez deweloperów oraz członków Broken Rock Indian Reservation. Serial stworzony przez Taylora Sheridana cieszył się tak ogromną sympatią widzów i uznaniem krytyków, że poproszono Sheridana o przedstawienie w osobnej produkcji losów przodków rodziny Duttonów i w ten sposób powstał serial "1883".    Jak sam tytuł sugeruje w "1883" przenosimy się do okresu niemal dwóch dekad po zakończeniu Wojny Secesyjnej i śledzimy losy pradziadków głównego bohatera "Yellowstone" Johna Duttona-  ...

Queen: Flash Gordon

QUEEN: FLASH GORDON (1980) 1) Flash's Theme; 2) In The Space Capsule (The Love Theme); 3) Ming's Theme (In The Court Of Ming The Merciless); 4) The Ring (Hypnotic Seduction Of Dale); 5) Football Fight; 6) In The Death Cell (Love Theme Reprise); 7) Execution Of Flash; 8) The Kiss (Aura Resurrects Flash); 9) Arboria (Planet Of The Tree Men); 10) Escape From The Swamp; 11) Flash To The Rescue; 12) Vultan's Theme (Attack Of The Hawk Men); 13) Battle Theme; 14) The Wedding March; 15) Marriage Of Dale And Ming (And Flash Approaching); 16) Crash Dive On Ming City; 17) Flash's Theme Reprise (Victory Celebrations); 18) The Hero. W skrócie: Pierwszy flirt zespołu z muzyką filmową i zarazem, jak dotąd, najsłabsza pozycja w dyskografii. Muzykę do filmu Mike'a Hodgesa "Flash Gordon" poznałem na parę lat przed obejrzeniem samego filmu, który ku memu niedowierzaniu któregoś pięknego dnia wyemitowała polska telewizja w pierwszej połowie lat 90' XX wieku. D...
BILLIE EILISH - HIT ME HARD AND SOFT, 2024         Debiut Billie Eilish "When We All Fall Asleep, Where Do We Go?" z 2019 był albumem, który podobnie jak "Pure Heroin" Lorde, przemówił do mnie swą warstwą muzyczną od pierwszego przesłuchania. Jakże była to wtedy świeżo brzmiąca kolekcja piosenek, jakże fantastyczny dźwiękowy świat zbudowała artystka wraz ze swym uzdolnionym bratem Finneasem O'Connellem. Nic więc dziwnego, że świat legł u stóp rodzeństwa O'Connell zaś Billie, zupełnie zasłużenie, została jedną z największych gwiazd współczesnej muzyki pop i zdobywczynią dziesiątek prestiżowych nagród (w tym statuetki Oscara). Drugi album "Happier Than Ever" z 2021 roku nie przypadł mi do gustu, nie zasilił kolekcji płytowej. Poza pojedynczymi utworami prawie 60 minut z Billie i muzyką, która nie miała już takiej siły rażenia jak ta zawarta na debiutanckim albumie, wydało mi się czymś ponad moje siły. W końcu przyszedł 17 dzień maja 2024, dzień w któ...