Przejdź do głównej zawartości

Greg Lake - Moje Pożegnanie.



7 grudnia 2016 roku w wieku 69 lat zmarł Greg Lake, dla wielu z nas artysta, którego niezapomniany, charakterystyczny, ciepły, nieco bajkowy głos jest znakiem rozpoznawczym takich albumów jak "In the Court of the Crimson King". "Tarkus" czy "Brain Salad Surgery". Greg Lake był basistą i wokalistą dwóch niezmiernie ważnych dla historii muzyki rockowej zespołów - King Crimson oraz tria Emerson Lake & Palmer. Albumy z tymi grupami zapisały się złotymi głoskami na kartach historii rocka progresywnego i stanowią po dziś dzień źródło odniesień, fascynacji i inspiracji dla kolejnych pokoleń muzyków i słuchaczy.

Po raz pierwszy głos Lake'a usłyszałem gdy przez ojca jednego z moich szkolnych kolegów użyczona mi została celem skopiowania kaseta magnetofonowa z debiutem King Crimson z 1969 roku. Pierwszy utwór z tej płyty - "21st Century Schizoid Man" z przesterowanym głosem Lake'a obwieszczającym tekstem Pete'a Sinfielda apokalipsę i zmierzch człowieka zrobił na mnie ogromne wrażenie. Bez jakichkolwiek efektów nałożonych na wokal są pozostałe cztery nagrania, podczas wysłuchania których Greg Lake zaczarował mnie swoim głosem po raz pierwszy. Dalej było już jak z płatka, nabyłem pozostałe albumy z głosem i basem Lake'a. Zarówno karmazynowy "In the Wake of the Poseidon" jak i pozycje z dyskografii Emerson Lake & Palmer. Z katalogu ELP szczególnie ukochałem fragment "Pictures at an Exhibition" zatytułowany "The Sage" gdzie Lake nie tylko pieści ucho delikatnym ale i dynamicznym wokalem ale także wyśmienicie gra na gitarze akustycznej. "Watching Over You", "Still...You Turn Me On" (szczególnie akustyczna wersja koncertowa z albumu "Welcome Back My Friends to the Show That Never Ends"), "From the Beginning", "C'est La Vie" i absolutnie wywracający świat do góry nogami "Jerusalem" do słów poematu Williama Blake'a. To tylko niektóre z moich ukochanych nagrań z Gregiem w roli głównej. Jest jeszcze przecież utwór tytułowy z drugiej płyty King Crimson "In the Wake of the Poseidon" oraz "Still" Petera Sinfielda z Lake'a gościnnym udziałem. Piękne. Wzruszające.

Lake był świetnym basistą, nieco przyćmionym jednak przez swych kolegów zarówno w King Crimson jak i ELP. Zawsze pozostawał trochę w cieniu gdyż Robert Fripp, gdyż Ian McDonald, gdyż Keith Emerson. Jednak w tych chwilach solowych popisów, gdy na scenie pozostawał sam z gitarą akustyczną, czarował nas niebywale. Choć przez lata głos Lake'a, co oczywiste, mocno się obniżył a sam Lake fizycznie nie przypominał już tego młodzieńca z przełomu lat 60-tych i 70-tych to do końca, przy każdym spotkaniu z jego twórczością był w stanie ukoić moje nerwy, przywołać w pamięci te pierwsze lata zgłębiania ścieżek rocka progresywnego, sprawić że się uśmiechałem.

Po tragicznej śmierci Keitha Emersona w marcu tego roku, śmierć Grega Lake'a sprzed kilkunastu dni zamyka ważny rozdział dla muzyki rockowej. Odtąd będziemy jedynie wspominać te wszystkie ważne nuty, frazy i słowa, bez których życie byłoby wiele uboższe i przyziemne gdyż kto z nas nie kocha karmazynowego "Epitafium" czy suity "Tarkus".

Dziękuję Panie Lake za lata spędzone na posterunku muzyki, którą kocham, za skromność i dystans do świateł jupiterów, do nagłówków prasowych, do pierwszych stron gazet. Historię piszą często skromne, nie rzucające się w oczy osoby. Taką osobą był Greg Lake. Wspaniały muzyk, niezastąpiony wokalista, pogodny człowiek.

You will be missed Sir.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

RIPLEY, 2024 reż.  Steven Zaillian      W 1955 roku światło dzienne ujrzała powieść Patricii Highsmith "The Talented Mr.Ripley". Utrzymana w formie thrillera psychologicznego opowieść traktowała o losach mieszkającego w Nowym Jorku Toma Ripleya, podupadłego na zdrowiu oszusta, który pod koniec lat 50 XX wieku zostaje wynajęty przez bogatego człowieka, aby przekonać jego syna - Richarda (Dicky'ego) Greenleafa, do powrotu do domu z Włoch. Ripley, żyjący na skraju ubóstwa postrzega tę propozycję jako dar losu pozwalający mu na odwrócenie swych losów i porzucenie, raz na zawsze, swej marnej egzystencji w wielkim mieście (które samo w sobie przecież jest szczytem marzeń niezliczonych zastępów ludzi szukających azylu, nadziei i lepszego jutra).    Przyznam od razu, że serial "Ripley" był dla mnie pierwszym spotkaniem z tą opowieścią. Do tej pory najpopularniejszą adaptacją powieści Highsmith był film wyreżyserowany przez Anthony Minghellę z 1999, w którym w tytuł...
  LATE NIGHT WITH THE DEVIL, 2024 reż. Colin & Cameron Cairnes    W ostatnich miesiącach o mało którym horrorze mówiono tak wiele i tak pozytywnie jak o filmie napisanym, zmontowanym i wyreżyserowanym przez Colina i Camerona Cairnes zatytułowanym "Late Night With the Devil". Produkcja miała swoją światową premierę na festiwalu South by Southwest Film Festival (SXSW) 10 marca 2023 roku gdzie zyskała ogromną przychylność  krytyków (doceniono odtwórców głównych ról, stronę wizualną filmu i montaż). Do szerszej dystrybucji film trafił 22 marca 2024 roku kiedy to trafił do kin w USA i chwilę później w Australii by w końcu wylądować na platformie streamingowej Shudder 19 kwietnia.    "Late Night with the Devil" to film Łączący w sobie elementy filmu dokumentalnego oraz found footage, w którym śledzimy wydarzenia mające miejsce podczas emisji na żywo nocnego talk show "Night Owl" w halloweenową noc 1977 roku. Gospodarz programu - Jack Delroy (grany przez znan...
BILLIE EILISH - HIT ME HARD AND SOFT, 2024         Debiut Billie Eilish "When We All Fall Asleep, Where Do We Go?" z 2019 był albumem, który podobnie jak "Pure Heroin" Lorde, przemówił do mnie swą warstwą muzyczną od pierwszego przesłuchania. Jakże była to wtedy świeżo brzmiąca kolekcja piosenek, jakże fantastyczny dźwiękowy świat zbudowała artystka wraz ze swym uzdolnionym bratem Finneasem O'Connellem. Nic więc dziwnego, że świat legł u stóp rodzeństwa O'Connell zaś Billie, zupełnie zasłużenie, została jedną z największych gwiazd współczesnej muzyki pop i zdobywczynią dziesiątek prestiżowych nagród (w tym statuetki Oscara). Drugi album "Happier Than Ever" z 2021 roku nie przypadł mi do gustu, nie zasilił kolekcji płytowej. Poza pojedynczymi utworami prawie 60 minut z Billie i muzyką, która nie miała już takiej siły rażenia jak ta zawarta na debiutanckim albumie, wydało mi się czymś ponad moje siły. W końcu przyszedł 17 dzień maja 2024, dzień w któ...